Mam rodzinę. Tak sądzę. Znajomych mam (mam nadzieję, że oni o tym wiedzą). Nie jestem tutaj dlatego, że mam trądzik na całej twarzy i odstaję od społeczeństwa do tego stopnia,
że w rzeczywistości słucha i rozumie mnie tylko mój #kot lub własne odbicie w lustrze.
A przynajmniej nie tylko dlatego.
O ile grany przez Dorocińskiego, Borys w "Pod mocnym aniołem" pije bo lubi, to ja jestem tutaj, bo też po prostu lubię.
I chcę. I mogę. I mam czas. I nie muszę się nikomu z tego tłumaczyć.
I tak w ogóle to #dzieńdobry, bo chyba od tego powinnam zacząć.
witam się z Wami, aloha!
Już tutaj byłam. Nawet kilka razy zdaje się. Tyle tylko, że miałam wtedy 16 lat i byłam na etapie, w którym mieć poważny problem, znaczyło nie mieć drugiej skarpety do pary. Teraz jestem większa, mądrzejsza i wiem, że brak skarpety do pary, to nie jest problem, to tragedia! Dla niektórych dwie jednakowe skarpety w moim wydaniu wyglądają czasami zabawnie, nie umiem sobie wyobrazić co by było gdybym miała dwie różne. Dobra, who cares?..
Wracając do słynnego i nuconego przez wielu Polaków na różnych etapach życia, fragmentu równie znanej piosenki równie znanego zespołu "(...)co ja robię tu" ,rzeczę krótko, odpoczywam. Zbieram myśli. Uciekam. Wracam. Przychodzę. Odchodzę. Chowam się i pokazuję. Jestem. I zapowiada się, że zostanę na dłużej.
Nie będę opisywać tego jak świetnie ubiłam śmietanę, jakie mam cudne nowe sandałki czy gdzież mnie to znowu nie poniosło i czego to ja zajebistego nie zobaczyłam. Dlaczego? Bo ja nie ubiję śmietany lepiej od Anki Starmach, nie kupię ładniejszych sandałków od Jessici Mercedes i nie odwiedzę bardziej egzotycznego miejsca niż Martyna Wojciechowska. Jeśli ktoś szukałby tego na moim kawałku internetu, to pardon, nie znajdzie.
Ja tutaj jestem żeby się wyszumieć. Żeby znaleźć. Albo zgubić. Albo krzyknąć. Albo szepnąć. Żeby podzielić się kawałkiem siebie i tego co mam w głowie. I tym co mam okazję obserwować.
Jeżeli Ty Czytelniku (jeśli w ogóle istniejesz), znajdziesz tutaj coś dla siebie, uciekniesz, wrócisz, przyjdziesz i odejdziesz, schowasz się i pokażesz i wreszcie po prostu będziesz - będzie mi miło.
Zostań jeśli chcesz. Albo nie jeśli nie chcesz.
Krótko mówiąc: rób co uważasz.
A.
Bomba. Oby więcej. Świetnie się czyta
OdpowiedzUsuńW tym poście zwróciłaś uwagę na kwestie tego, że każdy ma potrzeba mówić o sobie, albo - mówiąc językiem mechanizmu samousprawiedliwiania się - wyrażania siebie z większym (narcyzm), albo mniejszym (introwertyzm, niskie poczucie własnej wartości-generalizuje skrótami myślowymi, bo nie wypada, żeby komentarz był dłuższy od posta, ja się kwalifikuje do tego pierwszego i drugiego jako dziwoląg) natężeniem. Wiadomo, że jeśli potrzeba mówienia o sobie nie jest rozbuchana, to ją trzeba realizować. Tylko trzeba też umieć to robić. Wiedzieć o proporcji formy do treści (u mnie zawsze jest dysproporcja, na wiadomo czego przewagę). Ja się na tym nie znam, teoretykiem żadnym nie jestem, myślę sobie, że to właśnie tak po prostu jest. I bredzę o tym już od Andrychowa, a dojeżdżam do Wadowic, w drodze do Krakowa, a tak naprawdę chodzi mi o jedno zdanie. Wg mnie Ty wiesz jak, potrafisz świetnie, bo czytam tego bloga i czytam, jest mi wszystko jedno czy masz życie pod względem losu niesamowite, czy nie. Wewnętrzne życie masz tak bogate, że Ci aż zazdroszczę. (kolejny, już chyna ostatni skrót myślowy i skojarzenie z Modrzejewską i słynną sytuacją, gdy w Paryżu występując przed jakimiś samymi creme de la creme societe zapomniała tekstu piosenki, z którą miała wystąpić. i pod melodie podłożyła polski alfabet. Publika mdlała z zachwytu.
OdpowiedzUsuń