złote frykasy, ananasy, nadzieje - za spokój tanio oddam
niedziela, 31 stycznia 2021
Nie wierzę - najwyraźniej Bóg tak chciał.
czwartek, 17 grudnia 2020
"O, motyla noga!", czyli dzisiaj ugryźcie się w język.
17. grudnia dniem bez przeklinania. Tak słyszałam.
Tak samo jak można się bawić bez alkoholu, to analogicznie można też posilić się o posługiwanie się CZYSTĄ mową. Tylko po co? Zwłaszcza, że Anglicy (tym razem nie Amerykanie, szok!) wybadali, "że przeklinanie - zwłaszcza spontaniczne, jako reakcja na bodziec - redukuje odczuwanie bólu" - ładne, nie? :) A tu nagle ktoś z dziwnego powodu ogłasza, że wymyśli takie "święto"...
Idąc tym tropem, jeśli teraz rzeczywiście nagle każdy by się zaczął powstrzymywać od "łaciny kuchennej", to większość z nas by całkiem zaniemówiła.
I może właśnie, kur*a, to jest jakiś pomysł? ;-)
A.
wtorek, 1 września 2020
do szkoły matoły, bo osły już poszły!
Dziś przeczytałam na instagramie u Wojewódzkiego, że "Rok szkolny jest jak ciąża. Niby trwa 9 miesięcy, ale rzygać się chce już po dwóch tygodniach".
No, i tak i nie.
Z perspektywy mojej teraz: zdecydowanie się nie zgadzam - nerkę bym oddała za możliwość powrotu do budy i za to żeby moim jedynym dramatem życiowym było napisanie klasówki z matmy na gałę. Zwłaszcza, że podchodzić do poprawy możesz nieskończenie wiele razy. A nawet jeśli rzeczywiście jesteś pałą stulecia, i jak śpiewał taki jeden z wąsem, jak "ni uja, ni" , nie jesteś w stanie uzyskać pozytywnej oceny, to ta nauczycielka naciągnie Ci wreszcie zaliczenie na DOP-a, chociażby z litości i z braku jej cierpliwości do Ciebie i Twojej głupoty!
Z perspektywy ucznia jednak, sądzę, że dwa tygodnie, to i tak o dużo za dużo.. Pomnę, że za moich pięknych lat młodzieńczych i stosunkowo beztroskich w liceum, facetka od matmy miała przecudowny dar rujnowania swoim uczniom życia zdecydowanie wcześniej. Wystarczyło po prostu przyjść do szkoły , a kartkówkę miałeś już na pierwszych zajęciach, bo przecież ona musi sprawdzić jak mocno utkwiłeś na intelektualnym dnie i przypomnieć Ci oceną niedostateczną, że przez tych kilka miesięcy waszej owocnej współpracy w trakcie roku szkolnego, Ty się z tego dna, człowieku, nie wygrzebiesz. A jeżeli znalazł się dzban, który autentycznie dna dotykał, to ja w to dno stukałam od spodu - tak mi świetnie szło z przedmiotu jakim jest matematyka, królowa wszystkich nauk..
Ech, to były czasy! Aż się łezka kręci w oku 😢
Jest jeszcze trzecia perspektywa. Ta, której dotąd nie przerabialiśmy, czyli powrót do szkoły w dobie covid'a-19. Raczkujemy w tej dziedzinie, więc na ten moment nie ma się czym jeszcze podniecać, bo dopiero się okaże czy daliśmy temu radę czy też wręcz przeciwnie i czy te biedne dzieci nie wrócą na chatę z hukiem. Powściągnijmy się zatem w okazywaniu radości z tegoż powodu - głupio by było się tak na starcie zderzyć z rozczarowaniem, nie? 😉
Mając na uwadze rozwój naszej młodzieży, dobrze by było, żeby oni w tych szkołach jednak zostali.. Drugi semestr szkolny ubiegłego roku, to nie tylko był AWANS do następnej klasy, tylko to było fuksiarskie prześlizganie się level wyżej i ucieczka przed kiblowaniem na roku w jednym - piszę oczywiście o tych "orłach", których to dotyczy , więc ci, którzy potrafią czytać i pisać, niech się nie obruszają :)
Lekcje online, przynajmniej w naszym powiecie, to była TRA-GE-DIA wielkimi literami pisana! Miałam okazję zaobserwować jak to działa (a w zasadzie jak to NIE działa) na własne oczy i kur*a, ręce nie miały mi gdzie opaść.
PRZYKŁAD:
Rozpoczyna się lekcja języka polskiego. Babeczka (czyt. nauczycielka) się loguje do tego jakiegoś tam systemu, dzieci po kolei mają sygnalizować, że są "obecni" i jeb: Kasia ma problem with network. No to ciul, dobra, pani nauczycielka instruuje Kasię jak się ponownie połączyć i okej, na 10 sekund jest luz, aż do momentu, w którym problem with network nie pojawi się u Ani. Analogia identyczna, pani pomaga Ani, Ania na nowo łączy się z siecią i następne dziecko wywala z systemu. I tak, człowieku, mija 45 minut lekcyjnych, z których nie wyniknęło NIC poza górą zadań domowych wraz z materiałem, którego, ze względów technicznych, nie przerobiono na zajęciach.
I ja wszystko rozumiem, że pewnych problemów nie przeskoczysz i jest to niczyja wina , ale nie zmienia się fakt, ze jest to chu*nia.
Pomińmy te wszechobecne i wieczne kłopoty z logowaniem się dzieci do e-szkoły i pomińmy nawet to, że przecież nie każde dziecko w ogóle ma w posiadaniu komputer - no, heeeloooł!, a jeśli ma, to na spółkę z sześciorgiem rodzeństwa, z którego każde uczęszcza do innej klasy i nawet jakby skały miały się zesrać, to nie mają oni szans na uczestnictwo w zajęciach, bo fizyka na to, kur*a, nie pozwala!
Ale do czego próbuję przejść? Wracając do tematu troski o rozwój naszej zdolnej, acz nie wykorzystującej swojego potencjału, młodzieży, to chciałabym zauważyć, że już grubo przed pandemią, wyżej wspomniana młodsza część naszego społeczeństwa, zapomniała czym w ogóle jest książka i co się z nią w robi ^^ Wszystko za sprawą instagrama na smartfonie w ręce podczas zajęć z języka polskiego, zamiast "Pana Tadeusza" na ławce przed nosem CZYTANEGO (nie pitego!!!) ze zrozumieniem.
Olbratowski, w jednym z porannych felietonów w RMFie, swego czasu wspomniał o tym, że "(...) Odzywają się narzekania, że Polacy nie czytają książek, a jeśli już, to takie poradniki typu: "JAK PRZEJŚĆ NA DIETĘ?" ; "JAK PORADZIĆ SOBIE ZE STRESEM ZWIĄZANYM Z DIETĄ?" ; "JAK PORZUCIĆ DIETĘ BEZ STRESU?" i takie tam.. W zupełnej pogardzie mamy klasykę, a klasyka jest ważna, bo jakby nie klasyka, to nie byłoby nie-klasyki, no logiczne. Można klasykę zatem sprzedawać jako poradniki. Takie przykłady: "OGNIEM I MIECZEM" Sienkiewicza, jako poradnik sztuki walki. A nowelę "SIŁACZKA" na przykład sprzedawać jako poradnik fitness dla kobiet autorstwa Ewy Chodakowskiej. Oczywiście dopisujemy współpraca: Stefan Żeromski i tak dalej, żeby nie było."
*dla tych, którzy nie wiedzą, książka, według sjp PWN to:«złożone i oprawione arkusze papieru, zadrukowane tekstem literackim, naukowym lub użytkowym; też: tekst wydrukowany na tych arkuszach»
** dla tych bardziej opornych i nadal nie rozumiejących, Tomasz Olbratowski słusznie spostrzegł również, że "(...) książki dzielą się na te w miękkich i na te w twardych okładkach. Te w miękkich są do czytania, a te w twardych są do przyciskania klejonych powierzchni - jeśli tak mówi instrukcja obsługi kleju. Dana książka w twardej okładce, może mieć identyczną treść, co książka w miękkiej okładce. Czyli są to te same książki, choć nie identyczne. Zabawne spostrzeżenie, prawda?"
Nie dodaję nic więcej i nie ujmuję - szanowny Pan Redaktor wyczerpał temat 😂😂😂
A.
piątek, 29 maja 2020
i wysil się tu, człowieku, na KOMPLEMENT.. czyli zdanie o tym jak bardzo faceci mają przewalone.
W pewnej chwili nastała między nimi cisza, ewidentnie gość wysypał się już ze wszystkich sucharów i zaczął zachodzić w głowę, co, kur*wa teraz i jak poradzić sobie z ta ciszą, która przecież jest taka niezręczna :D ..Chyba typek nabrał powietrza w płuca, bo wyjątkowo donośnym głosem i totalnie z dupy stwierdził, że dziewczyna ma piękny uśmiech. Sytuacja dosyć komiczna zważywszy na miejsce, w którym się znajdowaliśmy (osiedlowe delikatesy, te! :D ) i na reakcje ludzi, którzy dokładnie w tej chwili odwrócili się w ich stronę - tak, ja też - z niedowierzaniem, czyniąc ten moment jeszcze bardziej "magicznym". Nie zapominajmy o fakcie, że maska jej zasłaniała połowę twarzy, więc komplement, jak najbardziej trafiony w punkt :D :D :D
I może jeszcze sytuacja byłaby do uratowania, gdyby ta laska po prostu podziękowała za, no, nie ma co, miłe słowo i w angielskim stylu zmieniła temat, wyciągając tym samym typka z nieco kłopotliwej sytuacji, ale po co, skoro można zaprzeczyć i wymusić na bidoku szereg argumentów potwierdzających jego słowa o jej, rzekomym, czarującym uśmiechu? :D
I tutaj się pojawił mój wniosek : laski nie potrafią reagować na komplementy.
Panowie też nie, ale to my jesteśmy prawdziwymi mistrzyniami do cna zmanipulowanego i nieszczerego autodissu, mającego na celu wymuszenie kolejnych pochlebstw na swój temat. A spróbowałby taki jeden czy drugi tego następnego komplementu nie wymyślić.. albo, nie daj Boże, przyznać rację tym jej zaprzeczeniom.. wtedy zdanie: "Pakuj się, gnoju!" , powinno generować się facetom w głowach z automatu.
Poniżej klasyka w najczystszej postaci:
" -kochanie, ładnie wyglądasz, chyba schudłaś!
- nieprawda! przybrałam 2 kg! nie kłam!
- no, okej, może rzeczywiście troszkę, ale i tak jest pięknie!" ...i to jest moment, w którym następuje cisza w rozmowie i koleś ma minutę operacyjną na ulotnienie się z pomieszczenia, bo w przeciwnym razie zostanie zgładzony.
I to nie są żarty. To jest, kur*a, samo życie.
A.
sobota, 8 lutego 2020
"(...)moda, człowieku, moda, wiesz co jest?!"
Ja rozumiem, że stajlisz, że - nie w dosłownym tłumaczeniu - SWAG, że lans i ogólnie, że kto odstaje ten "c*pa", ale kuuuuurła, zawsze sądziłam, że jakieś granice obowiązują w każdej dziedzinie życia. Grubo się pomyliłam. Keine, kur*a, grenzen! Laski od gości nie różnią się niczym! No dobra, może poza brakiem czerwonej szminki u płci (jeszcze) męskiej. Ale obcisłe rurki? (czyt. stopień opięcia na łydkach, udach czy też w innych miejscach rzeczywisty level hard, a nie jakieś tam ledwo przechodzące przez stopę) Złote meszty? Różowa bluza? Jednakowo u każdego.
Dodatkowo za najnowszego smartphone'a, papierowy kubek z late na wynos w ręce i plecak w formie worka na obuwie z przedszkola (byle nike!) plus 100 do karty mocy ;)
Przekomiczny widok.
A.
poniedziałek, 7 stycznia 2019
przychodzi baba do lekarza...
W sumie nie mam prawa tragizować, bo stałam w kolejce do rejestracji tylko 800 lat. Zwykle trwa to 8 lat dłużej. Naiwnie myślałam, że oszukam przeznaczenie i przyjdę wcześniej, to będę pierwsza - no nie byłam. Rejestracja od 7.30, ja jestem chwilę po 6 i w kolejce z magicznym numerem 28.. Te stare babki nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać. Z założenia podobno wiecznie chore, obolałe, powolne, ale w kolejce do lekarza czy na pocztę nie ma, kur*a, szybszych. Jeżeli przychodzisz do lekarza i okazuje się, że przed Tobą nie ma nikogo wcześniej, to może oznaczać tylko jedno: jest zamknięte.
Ja to w ogóle odnoszę wrażenie, że te baby nawet nie są chore tylko przychodzą tam towarzysko. One się tam wszystkie znają! Jedna drugiej trzyma kolejkę, znają na pamięć rozkład pomieszczeń całego budynku, wiedzą gdzie, co, jak , a jak trzeba, to nawet wiedzą za ile. HIT!
I te rozmowy, niekończące się historie o tym co którą boli bardziej. Jak tak wpadną w trans, to potrafią wymieniać te przypadłości bez przerwy na wdech, true story! To naprawdę fascynujące z ilu narządów się składa człowiek! Jak się tak przysłuchiwałam tym kobietom, to odnoszę wrażenie, że ja połowy z tych rzeczy w ogóle nie mam.
Nie macie pojęcia jak błyskawicznie od bolącego kolana mogą się zrobić przerzuty do płuc! :D
Nic jednak nie przebije akcji pt. "Ja przyszedłem tylko o coś zapytać" i jeeeeb włazi sobie taki przed Tobą nawet nie upewniając się czy rzeczywiście może. Sytuacja znana i kochana przez każdego, kto chociaż raz w życiu stał w kolejce w przychodni, ale perfidna i bezczelna do tego stopnia, że mnie każdorazowo zatyka i nim zdążę w ogóle interweniować, to Krystyna wpuściła przede mną jeszcze 4 ziomalki z koła gospodyń, które przecież "weszły tylko na chwilkę"!
No, krew nagła chce mnie wtedy zalać!
I tkwię w tym stanie jawnej irytacji, aż do pojawienia się kolejnej uśmiechniętej osoby z rozładowującym napięcie pytaniem: "Kto z Państwa ostatni?".
Jakby to rzeczywiście miało jakieś, kur*a, znaczenie..
A.
poniedziałek, 23 lipca 2018
15 lipca - ŚWIATOWY DZIEŃ BEZ TELEFONU KOMÓRKOWEGO, ktoś ewidentnie miał dobry humor jak potykał się o ten poroniony pomysł
Przyznam, że nawet podjęłam wyzwanie i próbowałam bez komórki funkcjonować tej pamiętnej niedzieli, czy się udało? No fuk*ng way! Może zadanie byłoby prostsze gdyby faktycznie telefon służył do tego do czego miał służyć pierwotnie, czyli do dzwonienia i drukowania SMSów. Teraz to jest przenośny komputer z dostępem do sieci, odtwarzacz muzyki, lustrzanka i portfel in1. I o ile bez telefonu do mamy jestem w stanie przeżyć dzień, to bez wglądu do wyidealizowanego światka znajomków na instagramie nie ma szans! No przecież muszę wiedzieć co Janusz z Grażyną zjedli dziś na obiad, albo gdzie Helena z Krzyśkiem wyprowadzili swojego psa na spacer, no hello!
Znam takich co woleliby oddać nerkę niż smartfona na 24h, #truestory.
8 godzin spędzonych w pracy, to i tak zdecydowanie za długo, ale 8 godzin spędzonych w pracy bez telefonu, to przecież cała wieczność! (Wszak w przyszłym roku 15.07 wypada w ulubiony dzień tygodnia większości społeczeństwa - w poniedziałek!)
Także ten.. bez żartów, please..
I jeszcze ta data.. :D Ludzie mają wakacje, chcą dzielić się na fejsbuniu zdjęciami z urlopów i tym samym dopieprzać tym, którzy tego wolnego nie mają i miałby im ktoś tego tak po prostu zabronić? Pfff.. #fuckingjoke
Jedyna optymalna data na tego typu chore "święto" jaka przychodzi mi do głowy, to Nowy Rok, bo większość ludu po Sylwestrowych szaleństwach jedyne po co sięga następnego ranka, to po miskę.
Także mowa do pomysłodawcy: prośba o nowelizację "ustawy", od razu słupki pójdą w górę ;)
A.