poniedziałek, 23 lipca 2018

15 lipca - ŚWIATOWY DZIEŃ BEZ TELEFONU KOMÓRKOWEGO, ktoś ewidentnie miał dobry humor jak potykał się o ten poroniony pomysł

Co prawda od tego zacnego "święta" uciekł już zgoła tydzień czasu, ale do mnie refleksja na ten temat przypełzła dopiero teraz.

Przyznam, że nawet podjęłam wyzwanie i próbowałam bez komórki funkcjonować tej pamiętnej niedzieli, czy się udało? No fuk*ng way! Może zadanie byłoby prostsze gdyby faktycznie telefon służył do tego do czego miał służyć pierwotnie, czyli do dzwonienia i drukowania SMSów. Teraz to jest przenośny komputer z dostępem do sieci, odtwarzacz muzyki, lustrzanka i portfel in1. I o ile bez telefonu do mamy jestem w stanie przeżyć dzień, to bez wglądu do wyidealizowanego światka znajomków na instagramie nie ma szans! No przecież muszę wiedzieć co Janusz z Grażyną zjedli dziś na obiad, albo gdzie Helena z Krzyśkiem wyprowadzili swojego psa na spacer, no hello!



Znam takich co woleliby oddać nerkę niż smartfona na 24h, #truestory. 

8 godzin spędzonych w pracy, to i tak zdecydowanie za długo, ale 8 godzin spędzonych w pracy bez telefonu, to przecież cała wieczność! (Wszak w przyszłym roku 15.07 wypada w ulubiony dzień tygodnia większości społeczeństwa - w poniedziałek!)
Także ten.. bez żartów, please..

I jeszcze ta data.. :D Ludzie mają wakacje, chcą dzielić się na fejsbuniu zdjęciami z urlopów i tym samym dopieprzać tym, którzy tego wolnego nie mają i miałby im ktoś tego tak po prostu zabronić? Pfff.. #fuckingjoke 

Jedyna optymalna data na tego typu chore "święto" jaka przychodzi mi do głowy, to Nowy Rok, bo większość ludu po Sylwestrowych szaleństwach jedyne po co sięga następnego ranka, to po miskę.

Także mowa do pomysłodawcy: prośba o nowelizację "ustawy", od razu słupki pójdą w górę ;)


A.

czwartek, 22 lutego 2018

na początku było słowo, a potem.. ktoś mi zabronił mówić!

W zasadzie nie wiem czy to jest dobry powód żeby o tym pisać, ale sytuacja wydała mi się na tyle żenująca, irytująca i zaskakująca i wywołała u mnie taką ilość niekontrolowanych zachowań, że w sumie, to mam ochotę sobie publicznie ponarzekać, o!

Niby nic. Niby zwykły wtorkowy wieczór. Niby człowiek skończył pracę. Niby po prostu chce wrócić do domu.

Wsiada w tym celu do busa...

Ale to nie jest zwykły bus! To jest bus w którym nie wolno rozmawiać!
No przecież myślałam, że mnie potrzęsie jak nagle - ni stąd, ni zowąd - dobiegł do mnie i do P. z którą wtedy wracałam, głos kierowcy i tekst, że "mamy przestać klepać jak najęte", bo ten Pan jest w pracy i sobie nie życzy :D

Na niezwykle grzeczne (jak na mnie i jak na sytuację, w której się znalazłam) pytanie skierowane do tego gościa: "Od kiedy to w busie/autobusie nie można się odzywać?", usłyszałam, że on mi w pracy nie przeszkadza i że mamy być cicho albo się przesiąść. Zamurowało mnie.

Ej, facet jest kierowcą busa, wozi ludzi do pracy, do szkoły i do dupy Maryni i będzie mi zwracać uwagę na to, że mam nie rozmawiać, WTF?! Jak mu przeszkadzają ludzie i to, że się komunikują w normalny i kulturalny sposób, to trzeba było zostać kierowcą karawanu!
Jeszcze jak byśmy się rzeczywiście darły albo były wulgarne, to okej, wtedy rozumiem. Ale nic z tych rzeczy nie miało miejsca! Już pomijam sposób w jaki się do nas odezwał, bezczel jeden..

No dawno się nie zdarzyło żeby ktoś mnie publicznie zmarał jak jakiegoś głupka leśnego i tym samym wywołał u mnie poczucie zażenowania i nawet trochę wstydu! Co ja gadam?! NIGDY się tak nie zdarzyło! Bo nigdy nie było powodu! I teraz też nie było!
Taka bzdura, a tak mnie, gość, tym wkurrr.. że aż faktycznie brakło mi słów, #truestory!

***

OGŁOSZENIA PARAFIALNE:
"W busach, autobusach czy innych środkach (co zabawne i paradoksalne) ko-mu-ni-ka-cji nie należy rozmawiać. Grozi to ostentacyjną, z dupy wyjętą i absolutnie nieuzasadnioną, reakcją kierowcy wygłoszoną w obecności pozostałych pasażerów w taki sposób, ażeby każdy z nich dokładnie usłyszał ten opier*ol, który kieruje w twoją stronę. Uczucie zażenowania, wstydu i na zdziwieniu kończąc: nie do opisania."


A.

środa, 7 lutego 2018

"nie śmiej się dziadku z cudzego przypadku", czyli wpis ku przestrodze ;-)

Legenda głosi, że "siódemka" w każdej postaci zwiastuje szczęście. Odważnie śmiem się jednak nie zgodzić, jak tak słucham co też spotyka ludzi w moim otoczeniu przy okazji tej "szczęśliwej" daty.

Jeden gostek z internetów, a teraz zdaje się, że też z reklamy jednego z banków, by trafnie stwierdził: "nic bardziej mylnego" . 

Jezus zmieniał wodę w wino, a są ludzie, którzy powszechnie uważaną za szczęśliwą cyfrę "7" zmieniają w jebańczy #sheethappens i w serię niefortunnych zdarzeń.

*Dacie wiarę, że można rozbić samochód w taki sposób, że nie ma co zbierać na dwa dni przed obowiązkowym przeglądem, otrzymać samochód zastępczy i ten oto zastępczy pojazd zepsuć nawet do niego nie wsiadając?! Historia jak z TVN-owskiej "UWAGI", tj. na faktach - słowo honoru.
Chodzi po Ziemi taka jedna, co to jej auto zmarzło, a tylna szyba nagle uznała, że sobie pęknie xD
⇒ pozdrowienia w stronę K.

**Oprócz tego można wracać z pracy w śnieżycę, złapać flaka i zorientować się dopiero po przejechaniu 10 km, że coś jest ewidentnie nie tak jak powinno. Następnie doturlać się do najbliższego wulkanizatora na jakimś wypizdowie i przy próbie uiszczenia płatności za naprawę zostać poinformowanym iż kart płatniczych owy "serwis" nie obsługuje, będąc tym samym bez grosza w gotówce przy dupie. Mało tego! Telefon rozładowany, a zatem próba powrotu do domu z malowniczej wsi, w której psy dupami szczekają, natychmiast robi się - łagodnie rzecz ujmując
- problematyczna, a fachowiec od remontów, z którym się było umówionym na określoną godzinę czeka od 1.5 h bez żadnych wieści pod bramą, bo możliwość wysłania do niego jakiejkolwiek informacji wyjaśniającej sytuację, uleciała wraz z ostatnim procentem baterii w smartfonie !!!
⇒pozdrowienia w stronę B. 




Dobrze, że pracuję z domu i moje wyjścia, a co za tym idzie, szanse na jakieś losowe dramaty, ograniczają się do minimum.  

Choć w sumie lepiej nie mówię i nawet nie myślę "hop", bo jak wiadomo w drewnianych kościołach cegły też na łeb spadają ;) 

A. 😉😉